środa, 18 czerwca 2014

"Moja walka"



Na spotkaniu zorganizowanym w ramach Big Book Festival, autor książki Moja walka, Karl Ove Knausgard powiedział, że nie chciał w książce myśleć, chciał pisać o uczuciach. Po lekturze pierwszego z sześciu tomów autobiografii można stwierdzić, że mu się to udało.

Karl Ove Knausgard to czterdziestosześcioletni pisarz z Norwegii, syn nauczyciela i pielęgniarki. Studiował historię sztuki i literaturoznawstwo. Obecnie mieszka w Szwecji z żoną i trójką dzieci. Jego autobiografia Moja walka (Min kamp) szybko stała się bestsellerem w całej Skandynawii. Książka jest laureatem nagrody Brageprisen – norweskiego odpowiednika Nike, została przetłumaczona na wiele języków (Pierwszy tom możemy już czytać po polsku. Drugi ma się ukazać niebawem.), przyniosła autorowi rozgłos, ale i niewygodny szum związany z faktami, które opisał, a zwłaszcza dotyczącymi jego relacji z ojcem. Bo z kim Karl Ove prowadzi tytułową walkę, jeśli nie z nim?

Moja walka (a konkretnie jej pierwszy wydany po polsku tom) to autobiografia bolesna, niewygodna, to dzieło monumentalne, bo na 6 tomów składa się aż 3500 stron. To opowieść o zwykłym człowieku spisana przez niego samego. Zero ghost-writera, absolutna autentyczność i szczerość. To strumień świadomości, zaskakujący poziomem detalu. Kto z nas pamięta tak szczegółowo np. jedno ze spotkań z dziadkami, żeby napisać:
         Babcia miała okrągłą, ciemną futrzaną czapkę, którą zdjęła i kilka razy uderzyła nią o rękę.
To oczywiste, że Moja walka nie jest zwyczajnym zapisem historii, a klasyczną (o)powieścią. Gdybyśmy pozmieniali imiona, głównym bohaterem uczynili dowolnego człowieka, mielibyśmy do czynienia z trzymającą w napięciu historią o samotniku, który chce zwrócić na siebie uwagę apodyktycznego ojca. Pisząc o książce, autor stwierdził:

Chciałem też pokazać, że jestem od niego lepszy. Większy. A może po prostu chciałem, żeby był ze mnie dumny? Żeby traktował mnie z szacunkiem?


Jest to również historia dorastania, młodzieńczych wyborów, z którymi niejeden czytelnik może się identyfikować. Właśnie te fragmenty biografii uznałam wręcz za humorystyczne, bo poczucia humoru autorowi Mojej walki nie brakuje. Raczy nas relacjami z wyboistej drogi na imprezę sylwestrową, z ukrywaniem butelek piwa w zaspie w roli głównej, pierwszego koncertu w centrum handlowym, który okazał się klapą czy zbyt spontanicznego wywiadu ze znanym poetą, który zakazał jego publikacji.

Poznajemy nastolatka, który chce się czymś wyróżniać, być wyjątkowy, ale ma poczucie, że brakuje mu talentu, jak na przykład gdy wspomina o próbach rysowania czy gry na gitarze:

(…) oni to mieli w sobie, muzyka nie była oddzielona od myśli, a raczej nic z nimi wspólnego nie miała, po prostu żyła w nich własnym życiem. Kiedy grali, to grali, a nie tylko mechanicznie powtarzali jakiś wyuczony schemat. Niestety, ja o tej swobodzie, która się w tym kryła i o którą właściwie chodziło w muzyce, mogłem po prostu zapomnieć.

Autoironia pozwala pisarzowi być szczerym do bólu, a jednak pozostawać jakby w oddaleniu od tego, o czym pisze. Na spotkaniu powiedział z resztą, że dążył do takiego dystansu, żeby pozwolić sobie na absolutną prawdziwość, bez zmyślania. Kiedy na kartach autobiografii umarł jego ojciec i pojawiła się perspektywa spadku, Knausgard pisał:

Mój ojciec nie żyje, a ja myślę o pieniądzach, jakie mogę z tego mieć.

I co z tego?

Myślę to, co myślę, nie ma rady na to, co myślę, prawda?

Moja walka obfituje w obrazy, które nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Jest skarbnicą sytuacji i uczuć, które możemy znaleźć u siebie. Ciekawi mnie, jakie odczucia wywołuje taka szczera relacja w umysłach polskiego odbiorcy. Zachęcam do lektury i dzielenia się wrażeniami.


1 komentarz: