poniedziałek, 16 czerwca 2014

"W ciemność"

Cormac McCarthy to jeden z największych klasyków literatury amerykańskiej. Z tych jego książek, które przeczytałam, bije charakterystyczny styl: ciemność i oszczędność słowna.

Ostatnio przeczytana przeze mnie powieść McCarthy'ego to W ciemność. Znajduje się ona na drugiej pozycji w moim rankingu McCarthy'ego (za genialną Drogą), jednak również nie pozostawia czytelnika obojętnym.

W ciemność to powieść drogi, historia rodzeństwa Rinthy i Holme'a, żyjących w nędznych warunkach "gdzieś" w Ameryce początków XX wieku. Rinthy rodzi dziecko, które Holme w tajemnicy wynosi i pozostawia w lesie. Rinthy przeczuwa, co się stało i wyrusza na poszukiwanie syna. Holme udaje się jej śladem.

Charakterystyczne dla tej powieści jest malowanie słowem. Świat przedstawiony jest mroczny, pełen przemocy, nieszczęść, duchów, zgnilizny, jakbyśmy przez cały czas przedzierali się przez jakieś bagna. Przy tym język jest bardzo oszczędny, pozbawiony zbędnych ozdobników, a żeby wywołać w czytelniku grozę, autor nie nazywa rzeczy po imieniu, a opisuje je szczegół po szczególe, wrażenie po wrażeniu, wywołując tym ciarki na plecach.


Trudno powiedzieć, aby jakakolwiek postać w tej powieści była pozytywna. Nikt nie jest czarny ani biały. Może bogu ducha winna Rinthy, która jednak, oprócz tego, że przez całą powieść szuka dziecka, żadnych dobrych uczynków nie ma na swoim koncie. To bardziej ją akcja popycha do przodu, niż ona akcję. 

Raz na jakiś czas pojawia się widmo trzech złoczyńców, którzy niszczą wszystko i mordują wszystkich, których spotykają na swojej drodze. Niczym trzej jeźdźcy Apokalipsy, gdzie za czwartego można uznać Holme'a, który pozbył się własnego, zrodzonego z kazirodczego czynu, dziecka.

Nawet napotkany kaznodzieja jest zły, nawołując do zabójstwa, nawet ludzie, u których bohaterowie szukają schronienia. Mocne zakończenie powieści pokazuje czytelnikowi obraz ślepca, który wygląda na szczęśliwego, uśmiecha się. Może dlatego, że jako jedyny bohater W ciemność nie widzi tego, co się wokół niego dzieje.

Powieść McCarthy'ego tym się wyróżnia, że nie obrazuje Ameryki w jej formie "fine", gdzie wszystko gra i wszystkim się układa. Autor ukazuje to, co w Ameryce dzieje się po odarciu jej z maski, pod powierzchnią, nie pozostawiając złudzeń ani nadziei. 

Z pewnością nie jest to książka lekka ani przyjemna. Polecam ją jednak ze względu na wyjątkowy nastrój i język wypowiedzi.

Oto jeden z moich licznych ulubionych cytatów:

Po chwili od strony wschodzącego słońca niemrawym cwałem nadbiegł drogą wielki, samotny koń, tak zmęczony, że trudno było poznać, co to za zwierzę. Rinthy kucnęła w krzakach i przyjrzała się, niewątpliwie był to jednak koń, wyłonił się jakby ze środka tarczy słonecznej, wychudzony, ale poza tym cały i zdrowy, i przepłynął obok niej niczym rozbita karawela. Żebra sterczały mu złowrogo pod skórą, był czarny, miał oszalałe spojrzenie, na grzbiecie niósł sfatygowane siodło, a strzemiona dyndały luźno po bokach, zastukotał cicho kopytami na piaszczystej drodze i pobiegł dalej przed siebie, ogromny, wynędzniały i rozsierdzony, i po chwili jego tętent umilkł przy odległym akompaniamencie oklasków, rozbrzmiewających w wiecznie pustej sali.

Cormac McCarthy. W ciemność. Przełożył Maciej Świerkocki. Wydawnictwo Literackie, 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz