poniedziałek, 23 czerwca 2014

"Tatiana i Aleksander"

Drugi tom losów bohaterów Jeźdźca miedzianego Paulliny Simons za mną. Zachwytu nie będzie.

Narracja Tatiany i Aleksandra odbywa się na kilku płaszczyznach. W pewnym sensie jest uzupełnieniem pierwszej części cyklu. 

Z jednej strony dowiadujemy się, "co było potem", czyli poznajemy losy Tatiany na wyspie Ellis, na którą trafiła po ucieczce z Rosji Radzieckiej, a potem w Nowym Jorku. Poznajemy jej nowych przyjaciół. Doktora Edwarda, który skrycie się w niej kocha, typową "amerykańską" przyjaciółkę Vikki, której mama robi na obiad wyłącznie lasagne, oraz pracownika Wydziału Imigracyjnego, który, jak wiele osób stających na drodze bohaterki, jest gotów zrobić dla niej wszystko. 

Przede wszystkim, pod groźbą skandalu dyplomatycznego, zdobywa dla niej informacje na temat rodziny męża, a także dowiaduje się, że Aleksander jest przetrzymywany gdzieś w Europie. Tatiana oczywiście bez męża żyć nie może i co i rusz podejmuje decyzje o tym, by opuścić wolną Amerykę i udać się na poszukiwania, mimo że dostała oficjalny akt zgonu Aleksandra, lecz oczywiście nie daje mu wiary. Jak się okazuje - słusznie. W międzyczasie wychowuje synka - Anthony'ego, nazwanego tak na cześć zaginionego ojca (pierwsze imię Aleksandra to Anthony). 


Jest to dla mnie najsłabszy aspekt powieści. Dziecko zdaje się jedynie przeszkadzać Tatianie w rozmyślaniach o mężu i użalaniu się nad własnym losem. Wydaje mi się, że element życia Tatiany w Ameryce to tylko "wierszówka", próba wypełnienia tekstem stron pomiędzy doniesieniami z frontu. A mogłoby być lepiej. Potencjał był. I to kupno ziemi - trochę tu bez sensu.

Druga płaszczyzna powieści dotyczy "tu i teraz" Aleksandra. Jego kolejne ucieczki, dostawanie się w łapy to rosyjskie, to niemieckie, odsiadki w obozach i więzieniach, degradacja, kierowanie pułkiem zdrajców, marsz na Europę Zachodnią, spotkanie z... nie zdradzę, z kim. ;-)  To wszystko jedna wielka trzymająca w napięciu przygoda.

Trzecia płaszczyzna, nieco mniej kiepska od pierwszej, to wspólne wspomnienia Aleksandra i Tatiany stanowiące uzupełnienie informacjami tego, co wydarzyło się w pierwszej części, tj. w "Jeźdźcu miedzianym". Chodzi przede wszystkim o ich wspólne romantyczne chwile i obietnice aż po grób i fakt, że tylko one trzymają ich jako tako przy życiu. O ile jest to ciekawe, gdy do głosu dochodzi Aleksander, ponieważ do tej pory nie znaliśmy jego perspektywy relacji, o tyle momentami ich wspomnienia przenika taka egzaltacja, że nie sposób nie zrobić kwaśnej miny, ale kwaśnej od przesłodzenia. Oto przykłady:

Aleksander, jej anioł stróż. Jej najdroższy Aleksander unosi się nad nią, pogrążoną w smutku (...)

Jak długo musi się poruszać wskazówka zegara, jak długo muszą płynąć dni, noce i miesiące, zanim głaz smutku, który uciska serce, wreszcie zacznie się kruszyć i stanie się niewielkim kamykiem? Za każdym razem, gdy słyszy, jak ktoś wypowiada jego imię, gdy patrzy na jego syna, zaczyna brakować jej tchu.

Ok, już się nie będę znęcać. 

Na plus zasługuje płaszczyzna opisująca losy rodziny Barringtonów po przybyciu z małym Aleksandrem do ZSRR. Zachwyceni ideą komunizmu Amerykanie szybko poznają panującą w Rosji rzeczywistość. Ojciec traci kolejne prace. Matka popada w alkoholizm. Wreszcie oboje trafiają do więzienia za rzekome szpiegostwo i giną.

Jest jeszcze trzeci tom losów Tatiany i Aleksandra - Ogród letni. Jak wynika z opisu będą to ich powojenne przygody, problemy i wędrówka po Stanach, które w pewnym stopniu zostały już opisane pod koniec drugiej części cyklu. Zatem szykuje się powtórka z rozrywki, znów tom stanowiący rozwinięcie poprzedniego. Czy przeczytam? Nie wiem. Jeśli czytaliście, dajcie znać, czy warto. Myślę jednak, że autorka stosuje te same, ograne schematy. Ale powieść jest poczytna, więc czemu nie?

A czytaliście może inne powieści Simons?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz